Sztuką jest zachować spokój w momentach burzy. Tak można określić mój kolejny etap rehabilitacji po reoperacji ścięgna piszczelowego tylnego. Jak wiesz lub nie to moja 5 operacja, a wszystko zaczęło
się od zwycięstwa w Wings for Life. Niby to był bieg, który nie kosztował mnie dużo Energii {trzeba było pobiec taktycznie, bo za tydzień startowałam w Mainz Marathon} .
Coś jednak mnie zatrzymalo.
Najpierw rekonstrukcja zerwanego piszczelowego tylnego lewego, potem wypadek na treningu w Szklarskiej {złamanie z przemieszczeniem} potem reinsercja drugiego piszczelowego, nieudana operacja i teraz doprowadzenie ścięgna do porządku już nie w Poznaniu, a w Warszawie w,, Odmładzanie Stawów’’.
Z racji pandemii po raz pierwszy moja rehabilitacja nie odbywała się w środowisku wodnym, bo po prostu wszystko pozamykane. Pozostały mi ćwiczenia w domu, trenażer i długie spacery. To ostatnie
to właśnie nowość w mojej rekonwalescencji. Chodziłam po 4,5h /dziennie łącznie pokonując minimum 20km w ciągu 24h {tyle zliczał bynajmniej telefon}. Bardzo często kończyło się to ogromnym bólem, który na szczęście mijał po odpoczynku i zastosowaniu moich sprawdzonych metod fizykalnych.
Nim wróciłam do biegania, a raczej do 1km mój operator {a raczej reoperator} dr Damian Zaborowski zaaplikował mi porcję PRP – czyli osocza bogatopłytkowego obecnie systemem
Angel. Z tego, co sama doczytałam system wirowania i cała aparatura ma ogromne znaczenie w procesie wydobywania z krwi tego, co najlepsze. To tak jak z wchłanialnością witamin czy minerałów
lub czekoladą a wyrobem czekoladopodobnym. Powiem szczerze, że już kiedyś miałam podawane
osocze z jakieś wirówki, ale nie było aż takiej reakcji pozabiegowej. Na czym ona polegała: Po ustaniu znieczulenia następuje wzrost dolegliwości bólowych, na tyle że warto przez dwa dni zostać w domu
lub chodzić o kulach. Zgodnie z przeczuciami doktora zdążyłam dojść do hotelu Atos i tam utknęłam na 2 dni. W pierwszych 6h dojście do toalety było wyzwaniem, ale na szczęście z godziny na godzinę następowała poprawa. Na dodatek fantastyczna obsługa hotelu pozwalały mi czuć się bezpiecznie.
Więcej o metodzie PRP i nieoperacyjnych sposobach leczenia urazów na www.odmladzaniestawow.pl
U mnie konieczna była operacja, bo w niektórych przypadkach naturalna forma wspomagania nie przynosi trwałych efektów.
Wracając do mnie po ok. 2 tygodniach od podania osocza bogatopłytkowego dostałam zielone światło na bieganie. Szczerze to średnio to widziałam, bo stopa puchła… Doktor uspokajał, że wszystko musi się ustabilizować. Największe ukojenie przynosiły mi wieczorne medytacje z lampką czerwonego wina.
Nastał ten dzień, kiedy zdecydowałam się spróbować. Było to nawet kilka dni później niż oficjalna zgoda. Po prostu chciałam poczuć się gotowa. Powinnam skakać z radości, bo przecież w końcu upragniony bieg. Powiem szczerze nie do końca tak było. Po prostu obawy przed za wczesną radością okazały się silniejsze. Tymbardziej pokazywanie na social media swojej euforii budziło dodatkowe wątpliwości.
Cieszę się, ze moje hormony się uregulowały jak nigdy. Wcześniej z powodu niedoboru estrogenów miałam złamania zmęczeniowe. Mówi się że osteoporoza się nie cofa. Na moim przykładzie widać że wszystko jest możliwe jeśli czegoś gorąco pragniesz i działasz. Z supli pozostałam wierna colostrum i naturalnym środkom też fizykalnym. W diecie dodałam natto, korzystam z hiperbarii tlenowej {www.oxynewhelp.pl}
Co dwa, trzy tygodnie spotykałam się z moim obecnym osteopatą {nadal to kontynuujemy}, co daje
mi trochę spokoju. Fajnie, że Karol Tereszczyński zauważa, że ciało mimo wszystko adaptuje się do biegania.
,, W końcu jestem stworzona do biegania” – to taka myśl mnie naszła. Prawda jest taka, że nadal szukam praprzyczyny swojej kontuzji. Analiza własnych poczynań pozwala mi nie tylko wyciągać wnioski dla Siebie, ale staje się tym samych lepszym trenerem i terapeutą ruchu. Tego
jestem po prostu pewna. Nic nie zastąpi doświadczenia. Żadne studia, kursy i lektura.
Obecnie jestem na etapie rozbiegań. Popołudnia nie należą do najmilszych, bo codziennie coś boli.
Budzi to lęk i obawy przed jutrem. Mam wybór – usiąść i czekać na CUD lub go wykreować. Do tego
drugiego potrzeba działania. Szczęściu trzeba pomóc, a strach tylko paraliżuje.
Wierzę, że gdzie w głębi jest coś co pcha mnie, by robić swoje bez względu na wszystko. Nie wiem, czy wrócę na wysoki poziom sportowy{choć do tego dążę}, ale wiem, że o swoją wolność trzeba dbać. Dla niektórych bardzo szybko wróciłam do biegania, choć dla mnie to był dostateczny czas. Faktem jest, że dokładam wszelkich starań i idę za nowoczesną technologią, by skrócić czas unieruchomienia. Po raz kolejny udało mi się to znakomicie. Teraz tymbardziej jest to cenne, bo to była Reoperacja – poprawianie nie należy do najłatwiejszych, a operacja była skomplikowana. Jestem wdzięczna dr Zaborowskiemu nie tylko za zabieg, ale przede wszystkim za trafną diagnozę {co u innych graniczyło z cudem, a Ja już sama nie wiedziałam co się dzieje…} oraz cierpliwość i zrozumienie.
Ten czas to być może dla mnie okres przebudzenia. Co mam zrozumieć?? Jednego jestem pewna, że świat cały czas daje mi szansę, bym mogła czuć wiatr we włosach jak to się mówi, czyli biegać, fruwać. Bieganie kiedyś nadało sens mojemu życiu, stało się motywatorem, bym zawalczyła o Siebie samą.
Teraz znów daje mi szansę… Poprzez ludzi, których spotykam. Nazywam ich,, aniołami stróżami ” {lekarze, fizjo, firmy, podopieczni itd}.
Sport, nie tylko wzloty, ale chyba przede wszystkim upadki pozwalają mi z dystansem patrzeć na rzeczy, na które nie mam wpływu. Z drugiej strony mam ogromne przeczucie, że tak naprawdę na wiele rzeczy mamy wpływ. Może możemy o wiele więcej niż myślimy, że mozemy…
O tym już kiedy indziej….
W każdym razie, gdy los daje Ci nową szansę – bierz ją garściami bez względu na wszystko i wszystkich 😉
Dziękuję 💓